Pewien
król miał trzech synów. Chociaż dorośli już swojego wieku,
wciąż jeszcze obijali się tylko po domu, nie chodzili na wojnę, a
tymbardziej się nie żenili. Znudziło się to wreszcie królowi,
przywołał do siebie synów i tak powiada:
-
Wszyscy jesteście dorośli, musicie więc wybrać się na swaty,
inaczej ród nasz wygaśnie. Dziś jeszcze, każdy z was musi się
wywiedzieć o przyszłą żonę.
Zaprowadził
ich na dziedziniec, wziął do ręki trzy patyki różnej długości
i orzekł:
- Tam, gdzie padnie najdłuższy patyk, musisz pójść ty, synu
najstarszy. Tam zaś, gdzie padnie średni, wybierze się średni
syn. A gdzie wskaże najkrótszy patyk, tam się uda najmłodszy.
Król
puścił z ręki patyki.
Patyk
najstarszego syna upadł w stronę dworu, średniego w stronę
zagrody, najmłodszego zaś wskazał ciemny las.
Najstarszy
tedy poszedł do dworu, wyswatać się za jego dziedziczkę, średni
udał się na swaty do córki zagrodnika, najmłodszy spośród synów
zwrócił krok w stronę puszczy.
Szedł,
szedł, aż pod wieczór zobaczył przy ścieżce chatkę niewielką.
Schylił
się pod niską furtynę i wszedł do środka.
W
chatce nie było nikogo, jedynie mała myszka siedziała bezczynnie
na progu ze skrzyżowanymi łapkami i chustą na głowie, jak gdyby
na kogoś czekała.
-
Dobry wieczór. - rzekł chłopak.
- Dobry wieczór. - odparła mysz i zapytała: - Co ciąży ci na
sercu, że masz taką smutną minę?
Chłopak
na to:
-
Ojciec kazał mi przyjść tutaj w konkurn, ale kogo tu znajdę w tym
głuchym borze?
-
Znajdziesz mnie. - doradziła mu mysz.
-
Ciebie? - zdumiał się chłopak.
-
Czemuż by nie. - odparła mysz. - Wszak na tym ułomnym świecie
działy się już większe dziwa. Ja zaś potrafię piec i prząść
i warzyć piwo.
-
No, skoro mi się nic innego nie trafia – zgodził się chłopak. -
to niech już tak będzie; zostań, mała myszko, moją małą
narzeczoną.
Upłynęło
parę dni i król wysłał do synów polecenie, ażeby każda
wybranka upiekła chleb.
-
Ten z moich synów, którego narzeczona upiecze chleb najsmaczniejszy
– brzmiała obietnica. - dostanie połowę mojego królestwa.
Rozczyniły
wtedy ciasto córka z dworu i córka z zagrody. Najstarszy syn
przyniósł ojcu do wypróbowania chleb Anni, narzeczona średniego
zaś utoczyła jęczmienną kukiełkę.
Ale
jak się powiodło z chlebem, który miała wypiec narzeczona z
leśnej chatki?
Najmłodszy
syn był niespokojny o umiejętności swojej myszy.
-
Co ja teraz zrobię? Trzeba by upiec chleb, ale czy dasz temu radę?
-
Nie kłopocz się. - mysz odpowie. - idź spać spokojnie, a rano
chleb będzie gotów.
Chłopak
poszedł do łóżka, naciągnął kołdrę na uszy i zasnął
głęboko.
Tymczasem
mysz wezwała na pomoc setkę innych myszy i z białej mąki
pszennej, cukru, śmietany i migdałów wyrobiła takie ciasto, że
ślinka ciekła na język na jego widok.
Chłopak
zaniósł ciasto do ojca, ma się rozumieć, i wszyscy orzekli, że
ciasto wypieczone przez narzeczoną najmłodszego syna jest
najlepsze.
-
Ale – rzecze król – zanim zacznę dzielić moje królestwo,
postawię narzeczonym jeszcze drugi warunek. Słuchajcie zatem: który
przyniesie mi najlepszą koszulę utkaną przez jego narzeczoną
dostanie zaraz połowę mojego królestwa.
Chłopcy
poszli do swoich wybranek i wytłumaczyli młódkom, jakie teraz mają
przed sobą zadanie. Panna z dworu uszyła lnianą koszulę.
Dziewczyna z zagrody z kolei utkała koszulę z czesanego lnu, a cóż
takiego uczyniła narzeczona najmłodszego brata?
Najmłodszy
brat wyłożył swojej myszy, jakie król tym razem dał polecenie i
zapytał:
-
Czy zdołasz utkać koszulę, czy też ja sam będę musiał się
zabrać do tkania i szycia?
-
Nie martw się. - rzecze znowu jego mysz.
I
gdy chłopak poszedł spać, zwołała wielką gromadę pewnie z
pięćset myszy. Jęły prząść jedwabną nitkę, była jak
najcieńsza pajęczyna. Potem jęły furczeć na malusieńkich
kołowrotkach jakby ćwierkało tam tysiące świerszczy. Z
nadejściem poranka koszula była gotowa. Była z tak cienkiej
tkaniny, że cała mieściła się w łupinie orzecha. Mysz zamknęła
ją w niej i dała łupinę chłopcu.
-
Gdzie jest koszula? - zapytał król swojego najmłodszego syna,
który stanął przed nim.
-
W łupinie. - odparł chłopak i wręczył ojcu orzech.
-
Czyś ty do reszty zbzikował? - obruszył się król. - Mam tutaj
orzech, a nie żadną koszulę.
-
Otwórzmy go. - zachęcił syn.
Król
rozwarł połówki łupiny i z wnętrza orzecha wywinęła się
koszula, która była tak zwiewna, że podobnej nie znalazłoby się
w pięciu królestwach.
-
Tobie. - rzekł król lubując się nową koszulą. - tobie jednemu
mogę bezpiecznie powierzyć połowę mego królestwa, gdybyś zdobył
tak zręczną narzeczoną. Ale jeszcze jest jeden warunek mimo
wszystko: przyprowadźcie swoje narzeczone, abym je obejrzał.
O
cóż mieli się martwić starszy i średni brat, skoro mieli
zwyczajne śmiertelniczki jako narzeczone, to w kłopocie był
najmłodszy syn: jak przywieźć mysz przed oblicze ojca?
Zgnębiony
powrócił chłopiec do swojej chatki. Mysz siedziała nieruchomo na
brzeżku stołu ze skrzyżowanymi łapkami i chusteczce na głowie
czekając na coś i zapytała chłopca:
-
Co słychać tym razem?
Chłopiec
opowiedział nowiny, ale mysz pocieszyła go, mówiąc:
-
Bądź ochoczej myśli, jutro pojedziemy razemdo zamku twojego ojca.
Przyjadę za tobą własnym zaprzęgiem.
I
gdy zaświtał ranek, zamknęli drzwi leśnej chatki i wybrali się w
drogę. Chłopiec szedł z przodu, mysz siedziała w powozie
zrobionym z połowy skorupki od jajka, zaprzężonym w sześć małych
myszy. Kłusowały co sił w małych łapkach i tak, wprawdzie
powoli, jakoś pokonali odległość.
Co
ujechali, to ujechali, aż nadeszła rzeka, przez którą prowadził
most.
Gdy
przybyli na most, naprzeciw jadącym wyszedł stary dziad. Zobaczył
mysz w powozie ze skorupki od jajka i wybuchł śmiechem. Po czym
strącił czubkiem buta cały zaprzęg do rzeki.
-
Tutaj wpadła moja narzeczona, moja mała myszka! - jęknął
zrozpaczony chłopiec.
Ale
w tej samej chwili stało się coś nieoczekiwanego.
Mysi
zaprzęg zniknął pod wodą, ale zamiast niego wybiegło na brzeg
prychając wodą sześć myszatych rumaków, za którymi toczyła się
kareta lśniąca od srebra i złota. W karecie siedziała mysz, ale
już odmieniona w najpiękniejszą pannę w kosztownej sukni i złotej
koronie na głowie.
-
Chodź, mój wybrany, usiądź przy mnie; pojedziemy dalej do zamku
twego ojca – zachęciła królewna – Jestem bowiem twoją
narzeczoną, ową zwinną myszką z leśnej chatki.
Chłopiec
wsiadł do karocy i konie pomknęły żwawo naprzód. Po drodze
królewna opowiedziała chłopcu, jak zły czarodziej porwał ją z
zamku jej ojca i zaczarował w mysz.
Jako
mysz miała mała królewna przeżyć całe swoje życie, jeżeli
ktoś jej nie weźmie za pannę młodą. Ponadto, w trakcie drogi na
ucztę weselną miała zostać zepchnięta z mostu do wody. Taki był
warunek zamiany jej w człowieka.
Teraz
jednak, to wszystko się przydarzyło i całkiem szczęśliwie młoda
para zajechała do zamku ojcowskiego.
Przybyli
na dziedziniec zamkowy, gdzie stał sam król witając przybyłych.
Król mnóstwo razy uścisnął rączkę małej myszki i dziwił się,
jak to jego najmłodszy syn znalazł w puszczy taką miłą i
jednocześnie zręczną do robót pannę.
Po czym
wyprawiono wesele, i gdy się zakończyło, najmłodszy królewicz
jął rządzić połową ojcowskiego królestwa razem ze swoją małą
myszką.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
* Każdy Twój komentarz jest dla mnie wsparciem i motywacją. Każdy Twój komentarz uświadamia mnie w przekonaniu, że to, co robię, nie schodzi na manowce :)
** Komentarze muszą być pisane cywilizowanym językiem, z szacunkiem do Stwórczyni Bloga - nie chcę jednak widzieć tu pokemonów i ich kumpli.
*** Staraj się aby Twoje komentarze były bardziej rozwinięte i nie ograniczały się do słów ,,Ładne obrazki/Cudny blog/Ładny blog”.
**** Jeśli trafiłeś tu tylko po to, aby się reklamować spamem, radzę porzucić ten pomysł - nie licz na to, że nabiję Ci statystykę. W moich zasadach blogowania liczy się uczciwość.
***** Zdarza się, że odpowiadam na Wasze komentarze. Może wywiązać się fajna dyskusja :)