Ptaki Czarownicy

Żyło kiedyś małżeństwo, które miało dwoje dzieci: syna i córkę. Pewnego dnia rodzice wybrali się do miasta i przykazali dziewczynce, aby opiekowała się swoim braciszkiem, który był jeszcze bardzo mały. Dziewczynka wyszła na dwór, posadziła chłopca pod oknem chaty, a sama pobiegła do wsi, żeby pobawić się z dziećmi.
Bawiła się, zapomniała o bracie, i stało się nieszczęście. Nagle bowiem nadlecieli słudzy czarownicy — wielkie czarne ptaki. Przelatywały nad okolicą i wypatrzyły małego chłopca bawiącego się trawie. Sfrunęły na ziemię, złapały go w swoje szpony i wzbiły się w powietrze.

Przypomniała sobie w końcu dziewczynka o bracie, pobiegła do chaty, ale chłopca nie było już na trawniku. Wystraszyła się, biegała tu i tam, krzyczała, nawoływała, lecz wszystko na próżno. Pobiegła w końcu na pole i tam w oddali dostrzegła stado ptaków znikające za lasem.
,,Na pewno ptaki porwały mego brata" -  pomyślała i biegiem rzuciła się w pogoń.
Biegła co sił w nogach, dotarła na skraj lasu i zauważyła piec stojący przy leśnej drodze.

Powiedz mi, piecu kochany, dokąd poleciały ptaki?
Jeśli zjesz mój żytni placek, to ci powiem — odparł piec.
Za nic w świecie! — krzyknęła dziewczynka. — U mnie w domu placków nawet z pszenicy się nie jada — dodała i ruszyła dalej.
Przebiegła kawałek i dostrzegła przy drodze małą jabłonkę pełną owoców.
Zapytała ją:
Drzewko kochane, powiedz mi, dokąd poleciały ptaki?
Zjedz najpierw jedno z moich jabłek, potem ci powiem — odparło drzewo.
Ha, kwaśne dzikie jabłka! W domu nie jemy nawet słodkich, wyhodowanych w naszym sadzie! — krzyknęła dziewczynka i ruszyła dalej, aż dotarła do rzeki — do bardzo dziwnej rzeki. Zamiast wody płynęło w niej mleko, a brzegi były z kaszki z jagodami*.
Powiedz mi, rzeko, dokąd poleciały ptaki? — zapytała.
Jeśli zjesz mojej kaszki z mlekiem, to ci powiem — odparła rzeka.
Też coś! — krzyknęła dziewczynka. — U nas w domu kaszkę je się tylko ze śmietaną — dodała i odwróciła się na pięcie.
Długo biegałaby na próżno po lesie, gdyby nie mała myszka, którą spotkała, i która wskazała jej właściwą drogę. Pobiegła więc we wskazanym kierunku i dotarła do chaty, która stała na kurzych łapach i kręciła się to w jedną, to w drugą stronę. W chacie zaś na piecu spała brzydka czarownica, a na ławie pod oknem bawił się srebrną piłką porwany braciszek.
Dziewczynka podkradła się cichutko do okna, złapała brata w ramiona i co sił w nogach ruszyła do domu.
Kiedy biegła, posłyszała nagle gdzieś nad głową szum skrzydeł. To nadlatywały czarne ptaki złej wiedźmy. Czarownica widocznie przebudziła się, zauważyła brak chłopca i wysłała pościg. Strach ogarnął dziewczynkę, bo dostrzegli ją ptasi słudzy, zaskrzeczeli przeraźliwie i zaczęli zniżać lot. Dziewczynka przyśpieszyła kroku, już jej zapierało dech i w ostatniej chwili dotarła do rzeki, której brzegi były z kaszki z jagodami, a zamiast wody płynęło mleko*.
Rzeko kochana, ukryj mnie — poprosiła błagalnie.
Zjedz najpierw mojej kaszki z mlekiem, potem cię schowam — odparła rzeka.
Cóż miała zrobić dziewczynka?
Pośpiesznie zjadła kaszki polanej mlekiem, a wtedy rzeka ukryła ją w swojej toni i ptaki przeleciały obok.
Posiedziała trochę w rzecznej kryjówce, a potem pomyślała, że służący czarownicy z pewnością zdążyli już daleko odlecieć. Puściła się więc biegiem w dalszą drogę.
Nie ubiegła zbyt daleko, kiedy znowu usłyszała łopot skrzydeł. To ponownie ptaki krążyły wysoko w powietrzu nad jej głową. Dziewczynka przyśpieszyła kroku i zdążyła dobiec do jabłoni w chwili, gdy jeden z ptaków już sięgał jej dziobem.

Drzewko kochane, ukryj mnie — poprosiła.
Zjedz najpierw jedno z moich jabłek — odparło drzewo.
Dziewczynka szybko zerwała najbliżej wiszący owoc i zjadła go. Wtedy jabłoń ukryła ją w gęstwinie liści swej korony i ptaki znowu przeleciały obok. Posiedziała chwileczkę w ukryciu, a potem ruszyła biegiem przed siebie. Biegnie, biegnie, ale ptaki z wysoka znowu wypatrzyły jej postać i zaczęły zniżać swój lot. Wytężyła biedna resztki sił i dobiegła do pieca.
Piecu kochany, ukryj mnie — powiedziała błagalnie.
Zjedz najpierw mój zwykły, żytni placek — odparł piec.
Dziewczynka szybko przełknęła żytni placek, wtedy piec ukrył ją w swoim wnętrzu, a ptaki jeszcze raz przeleciały obok niej. Po chwili wygrzebała się z pieca i ruszyła w drogę. W końcu dotarła do pagórka, z którego już widać było dach rodzinnego domu.
Odetchnęła wtedy z ulgą i przysiadła na kamieniu, żeby choć chwileczkę odpocząć, ale w tym samym momencie na horyzoncie, między gęstymi koronami drzew znowu ukazały się złowieszcze ptaki. Zerwała się więc biedaczka i jak strzała popędziła w dół pagórka, a ptaki za nią. Powoli doganiały ją czarne ptaszyska i już, już miały jej wyrwać spod pachy małego braciszka, ale ostatnim wysiłkiem dziewczynka dobiegła do chaty.
Drzwi na szczęście były uchylone, więc wpadła do izby.
Zatrzasnęła za sobą drzwi, zaciągnęła łańcuch, a potem pozamykała okiennice.
Ptaki jeszcze przez pewien czas krakały ze złości nad chatą, ale kiedy zauważyły, że chłopiec jest już bezpieczny, odleciały ponad lasem do swojej czarownicy.


<<<<

* rzeka w baśni jest w zasadzie fińskim deserem o nazwie vispipuuro.
 

1 komentarz:

  1. Jej, teraz chyba rozumiem, dlaczego kręci cię Finlandia! xD. Ja też lubię ten kraj, a oprócz tego też Laponię - wolę zimę, niż lato xD A propo vispipuuro, to od jakiegoś czasu zaczęłam się interesować fińską kuchnią xD.

    Maxuka

    OdpowiedzUsuń

* Każdy Twój komentarz jest dla mnie wsparciem i motywacją. Każdy Twój komentarz uświadamia mnie w przekonaniu, że to, co robię, nie schodzi na manowce :)

** Komentarze muszą być pisane cywilizowanym językiem, z szacunkiem do Stwórczyni Bloga - nie chcę jednak widzieć tu pokemonów i ich kumpli.

*** Staraj się aby Twoje komentarze były bardziej rozwinięte i nie ograniczały się do słów ,,Ładne obrazki/Cudny blog/Ładny blog”.

**** Jeśli trafiłeś tu tylko po to, aby się reklamować spamem, radzę porzucić ten pomysł - nie licz na to, że nabiję Ci statystykę. W moich zasadach blogowania liczy się uczciwość.

***** Zdarza się, że odpowiadam na Wasze komentarze. Może wywiązać się fajna dyskusja :)