Żył kiedyś w Finlandii
pewien człowiek, który był tak świetnym wojownikiem, że nikt nie
chciał z nim wszczynać walki. Zrobił się już taki zarozumiały,
że kogo tylko spotkał, od razu namawiał go do bitki, ale na
próżno; nikt nie chciał
się zgodzić.
Pewnego razu spotkał
wojownik na drodze staruszka i zapytał go:
— Nie wiesz, dziadku,
kto zechciałby się ze mną bić?
Odparł na to staruszek:
— Tutaj w pobliżu nikt,
ale tam, w Krainie Wschodzącego Słońca, są mężczyźni, którzy
stawią ci czoło.
Ucieszył się na te słowa
wojownik, zaraz obiecał tam pójść i tak też zrobił.
Droga była bardzo daleka
i szedł wiele dni, zanim dotarł do Krainy Wschodzącego Słońca. W
końcu kiedy znalazł się już na miejscu, zaszedł do pewnej chaty,
poprosił o nocleg i posiłek. W chacie była tylko staruszka
pilnująca dobytku.
Dowiedział się od niej,
że ma ona dwóch synów, którzy teraz są poza domem, ale na noc
wrócą do domu. Zapytał zaraz przybysz:
— A dobrzy są w walce?
Staruszka odparła:
— Ano, tacy zwyczajni,
jak wszyscy.
Potem przygotowała
gościowi wieczerzę: skrzynkę ziemniaków, beczkę śledzi, beczkę
soli, kosz chleba i beczkę piwa do popicia. Zaczął się wojownik
posilać, ale nie dał rady zjeść więcej jak pół chleba, tuzin
ziemniaków, trzy śledzie i wypił kufel piwa.
Zdziwiła się na ten widok
staruszka i rzekła:
— Ho, ho, a co wy tak
mało jecie, gościu! Moi chłopcy zjadają kosz chleba, skrzynkę
ziemniaków, beczkę śledzi i drugą soli, a na koniec popijają to
wszystko beczką piwa i dopiero wtedy są najedzeni.
Nie mógł w to uwierzyć
wojownik, ale też nie posądzał staruszki o kłamstwo. Położył
się szybko na ławie i udawał, że śpi.
W nocy wrócili synowie
gospodyni i zapytali:
— A kto to u nas gości?
Matka odparła:
— Przybył jakiś Fin,
żeby się z wami bić.
Zasiedli chłopcy do stołu
i obiecali dać mu spokój do rana, żeby mógł być lepszy w walce.
Przybysz widział i słyszał wszystko, ale nie miał odwagi odezwać
się nawet słówkiem. Patrzył, jak się posilają. Zjedli razem
kosz chleba, beczkę śledzi, beczkę soli. skrzynkę ziemniaków i
popili to wszystko beczką piwa. Następnie położyli się aa ławie
po obu stronach Fina. Zaraz też zasnęli i zaczęli oddychać tak
mocno, że ich oddech rzucał gościem od ściany do ściany. Fin,
widząc, że sam oddech przeciwników rzuca nim o ściany izby,
przestraszył się tak bardzo, że nic nie wspomniał o walce,
przedostał się tylko do drzwi, i w nogi.
Chłopcy z Krainy
Wschodzącego Słońca obudzili się jednak i ruszyli za nim w pogoń.
Fin pobiegł w stronę morza i na swoje szczęście dostrzegł tam
mężczyznę z Kalevy, który łowił ryby. Rozpędził się
uciekinier i skoczył do kieszeni jego kurtki. Podbiegli wówczas
ścigający do rybaka i dalejże domagać się Fina. Nie wiedział
człowiek z Kalevy, że ma uciekiniera w kieszeni. Rozsierdził się
strasznie na przybyszów z Krainy Wschodzącego Słońca i zaczęła
się walka, a była to walka, o jakiej nikt jeszcze nie słyszał ani
jakiej nikt jeszcze nie widział. Choć człowiek z Kalevy walczył
sam, zawsze był górą. W końcu złapał obydwu przybyszów za
głowy, cisnął nimi z całej siły o ziemię i tak skończył się
bój.
Znowu zaczął syn Kalevy łowić ryby. Sięgnął jednak do
kieszeni i znalazł coś na dnie. Wyciągnął to, mimo że
przypominało mokrą plamę, położył na dłoni i dopiero wtedy
zauważył, że jest to człowiek. Obracał go więc syn Kalevy w
ręce jak ptaka i chuchał nań. Człowiek zaczął wówczas powoli
rosnąć, aż w końcu osiągnął rozmiary dorosłego mężczyzny.
Rybak pozwolił wrócić nieszczęśnikowi do domu, ale zabronił mu
kiedykolwiek wskakiwać do cudzej kieszeni. Opowiedział wtedy
wojownik o swej pasji do walki i o tym, jak kiepsko na tym wyszedł.
Zadumał się syn Kalevy nad głupotą Fina, który taki szmat drogi
przebył, aby poszukać przeciwnika, przy którym wygląda w dodatku
tak jak źdźbło trawy przy stuletnim dębie. Zapytał jeszcze:
— A nie chciałbyś
czasem i ze mną się zmierzyć?
Fin odparł na to:
— Już nigdy nie będę
z nikim walczył.
Poradził mu wtedy rybak,
żeby zapamiętał sobie Krainę Wschodzącego Słońca, jej
mieszkańców i to, jak skończyli w walce. Przestrzegł jeszcze, że
bez powodu nigdy nie zaczyna się wojny. Zapewnił wtedy Fin, że
będzie już ostrożny, albowiem nie jest tak głupi, żeby pchać
się do bójki. Na koniec syn Kalevy powiedział:
— Dała zimna sauna psu
nauczkę.
I tak przyjaciel rozstał
się z Finem.
Rok wracał wojownik do
rodzinnego domu i kraju. Myślał sobie, jaki był głupi, gdy wybrał
się do Krainy Wschodzącego Słońca, żeby szukać zwady. Nic nie
mówił o tym, jaką nauczkę dostał w odległej krainie i nikogo
już do bójki nie namawiał.
Powtarzał tylko:
„Nikt nie jest taki
silny, żeby nie trafił na silniejszego".
I tak z naszego wojownika
wyrósł prawdziwy człowiek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
* Każdy Twój komentarz jest dla mnie wsparciem i motywacją. Każdy Twój komentarz uświadamia mnie w przekonaniu, że to, co robię, nie schodzi na manowce :)
** Komentarze muszą być pisane cywilizowanym językiem, z szacunkiem do Stwórczyni Bloga - nie chcę jednak widzieć tu pokemonów i ich kumpli.
*** Staraj się aby Twoje komentarze były bardziej rozwinięte i nie ograniczały się do słów ,,Ładne obrazki/Cudny blog/Ładny blog”.
**** Jeśli trafiłeś tu tylko po to, aby się reklamować spamem, radzę porzucić ten pomysł - nie licz na to, że nabiję Ci statystykę. W moich zasadach blogowania liczy się uczciwość.
***** Zdarza się, że odpowiadam na Wasze komentarze. Może wywiązać się fajna dyskusja :)