O rozrzutnym Królu

Był sobie kiedyś rozrzutny król, który przez swoje umiłowanie przepychu i hulaszczy tryb życia roztrwonił całe królestwo, choć mógł nim jeszcze rządzić przez długie lata. Ze wstydem opuścił swą ojczyznę i udał się w dalekie kraje. Nie miał przy sobie nic oprócz trzech marek i starej kobyły.
Po długiej podróży przybył do pewnego miasta, w którym panował taki zwyczaj, że gdy umarł biedak i nie zostawił po sobie żadnego spadku, musiał leżeć na ulicy, pod nogami przechodniów. Zubożały król widział wielu nie pochowanych nieboszczyków, a że miał dobre serce, pogrzebał jednego z nich za trzy marki. Gdy stracił ostatnie pieniądze, smutny wsiadł na kobyłę i ruszył przed siebie.
Wyszedł mu na spotkanie chłopak odziany w biedne łachmany i zapytał:
Kim jesteś i skąd pochodzisz?
Jestem królem i przybywam z dalekiego kraju — odrzekł jeździec.
Jak to, król, i nie ma świty? — zdziwił się przechodzień.
Jestem tak biedny, że nie stać mnie na służbę — odparł zapytany.
Królowi nie przystoi podróżować samotnie, weź mnie, panie, na swego sługę, chętnie będę ci towarzyszył — zaproponował chłopak.
Przecież potrzeba ci jedzenia i zapłaty, a ja nie mam nic — odrzekł król.
Jedzenia nam nie zabraknie i na pewno dogadamy się co do zapłaty — zapewniał go tajemniczy nieznajomy.
No to chodź, jeśli się tak upierasz — zadecydował król — lecz i tak wiem, że gdy przyjdzie głód, na pewno mnie opuścisz.
Podróżowali przez cały dzień, a gdy zbliżył się wieczór, król powiedział:
Nadchodzi wieczór. Gdzież będziemy nocować?
Nie martw się, panie — odrzekł chłopak — znam na to sposób, niedaleko stąd jest wieś, ja wyruszę wcześniej, żeby przygotować nocleg i posiłek.
Tak mówiąc, opuścił sługa swego pana. Doszedł do wsi, napotkał chatę i wchodząc, rzekł:
Dobry wieczór, gospodarzu, czy znajdzie się tutaj miejsce na nocleg? Mój pan jedzie za mną.
Któż to taki? — zapytał gospodarz.
To król z bardzo dalekiego kraju — odparł pewnie chłopak.
Oj, oj — zakłopotał się mężczyzna. — jakże przyjmiemy tak godnego gościa? W naszych izbach nie jest ani czysto, ani ciepło.
Jeśli tylko obiecacie nocleg, ja wszystko przygotuję — pocieszył go przybysz.
Gdy już napalił w piecu, zamiótł pokój i przyniósł gałązki jodły na podłogę, wybiegł na spotkanie swego pana, zawiódł go do chaty, rozsiodłał konia i o wszystko zadbał.
Gospodarz, który po raz pierwszy gościł króla, szepnął słudze do ucha:

Dobry gościu, mamy wprawdzie dużo jedzenia, lecz nie umiemy go przygotować tak, jak to królowie zwykli jadać.
Zaprowadź mnie do kuchni — odrzekł chłopak — a ja przygotuję posiłek, nie martw się.
Zgodnie z obietnicą podał swemu panu wspaniałą wieczerzę i pościelił łóżko tak wytwornie, jakby to był pałac, a nie wiejska chata.
Następnego dnia przygotował śniadanie i odprowadził króla na drogę, sam zaś powrócił do chaty. Spotkawszy gospodarza, zapytał:
Ile kosztuje nocleg?
Gościu drogi — odparł mężczyzna — jeśli tylko jako tako poradziliście sobie w moim skromnym domu, to nie trzeba mi żadnej zapłaty.
— Wspaniale sobie daliśmy radę — odrzekł sługa.
— Skoro tak było, jak mówisz, to ja muszę ci zapłacić, ponieważ wyręczyłeś mnie w przyjęciu tak dostojnego gościa. Jeśli ci się nie odwdzięczę, na mój dom spadnie jakieś nieszczęście. Dam z chęcią wszystko, co tylko zechcesz — powiedział gospodarz.
— Chodźmy więc do szopy — zaproponował chłopak.
Tak też zrobili.

Mężczyzna kazał mu wybrać, co chce spośród wszystkich rzeczy, które się tam znajdowały. Były tam różności, chłopak jednak zwrócił uwagę na wiszący pomiędzy innymi, nowymi, stary, pilśniowy kapelusz.
— To bym wziął — zdecydował sługa.
— Co też mówisz? — oburzył się gospodarz. — Są tu przecież nowe, dam ci je.
Lecz chłopak, nie zważając na sprzeciwy mężczyzny, włożył stary kapelusz na głowę i pożegnał się słowami:

Bardzo dziękuję, niech wam się dobrze wiedzie.
Wyszedł na drogę, spotkał swego pana i powiedział wesoło:
No, dogadałem się w sprawie zapłaty.
To dobrze, ale jak to zrobiłeś? — zdziwił się król.
— Tak jak umiałem. Dostałem nawet taki kapelusz na głowę.

Król obejrzał podarunek i zauważył:
Nie jest zbyt ładny. Jeśli ci już coś obiecali, to mogli dać lepszy.
Chłopak jednak był zadowolony z prezentu i rzekł:
Znam takie miejsce, gdzie będzie sto razy cenniejszy, nie martw się, panie!
Podróżowali razem następnego dnia, a wieczorem król znowu zaczął się martwić o nocleg.
— Nie kłopocz się, panie, pójdę przed tobą i znajdę jakieś miejsce — rzekł sługa.
Poszedł do wsi, poszukał największej chaty i zapytał gospodarza:
— Czy znalazłby się tu jakiś pokój dla pana i jego sługi?
— A kim jest twój pan? — zapytał mężczyzna.
— Królem — odpowiedział pewnie chłopak.
— Nie możemy przyjąć takiego gościa, w domu jest straszny bałagan — zmartwił się gospodarz.
— To nic — odparł chłopak — ja posprzątam pokoje i przygotuję jedzenie.
— No, jeśli jesteś tak dobry, dam ci klucze. Weź wszystko, czego wam trzeba, żeby tak dostojny gość czuł się tu dobrze — odrzekł gospodarz.

To nic — odparł chłopak — ja posprzątam pokoje i przygotuję jedzenie.
— No, jeśli jesteś tak dobry, dam ci klucze. Weź wszystko, czego wam trzeba, żeby tak dostojny gość czuł się tu dobrze — odrzekł gospodarz.
Ucieszyły chłopaka słowa mężczyzny. Nagrzał, zamiótł i posprzątał pokoje, wybiegł na drogę po swego pana i przywiódł go do chaty. Tam dał mu dobrą kolację, jako że miał dostęp do wszystkiego. Z powodu wizyty tak znacznego gościa domownicy przenieśli się na noc do innej chaty, król mógł więc spędzić noc spokojnie i w ciszy.
Rankiem osiodłał chłopak konia swego pana i odprawił go na drogę. Sam został, żeby poczekać na gospodarza i dogadać się w sprawie zapłaty.
Wrócił właściciel ze wsi i sługa podszedł do niego, mówiąc:
— Mojemu panu spieszno było w drogę i już wyruszył przede mną. Ile jesteśmy winni za nocleg i jedzenie?
— Nic nie jesteście winni — odrzekł gospodarz uprzejmie. — Jeśli tylko jako tako daliście sobie radę w mojej skromnej chacie, to ja mam u was dług. Pierwszy raz pan z tak wysokiego rodu gościł u mnie.
— Dobrze, chodźmy więc do szopy, jeśli taka jest twoja wola — powiedział chłopak — może znajdzie się tam coś niepotrzebnego.
Tak też zrobili.

Weszli do środka i wśród mnóstwa różnych rzeczy sługa wypatrzył szable, z których jedna była bardzo zardzewiała i wyszczerbiona. Wskazując ją, powiedział:
— Taka broń przydałaby mi się.
— Cóż za pomysł! — krzyknął gospodarz. — Weź sobie lepszą, ładniejszą.
— Ta będzie dla mnie zupełnie odpowiednia — zapewnił chłopak, wziął starą szablę, zostawiając gospodarzowi nowe, i wyszedł na poszukiwanie swego pana.
Nie szedł długo, król czekał na drodze. Widząc go, zawołał sługa z radością:
— I tym razem wszystko jest zapłacone, a jeszcze w dodatku dostałem od gospodarza taką szablę!
— Oj, biedny chłopcze — pokiwał głową pan. patrząc na prezent. — Co z tym zrobisz? Czy nie mogłeś wziąć czegoś lepszego?

Chłopak nie przejął się wymówkami i rzekł:
Znam takie miejsce, gdzie będzie ona sto razy cenniejsza. Uradowany wsadził szablę za pas, a wyglądał teraz mężnie, tak jak przystało na królewskiego sługę.
Szli tak razem trzeci dzień, a gdy zbliżał się wieczór, król jak zwykle zaczął się martwić o nocleg:
— A gdzież spędzimy tę noc?
— Nie martw się, panie, może i tym razem znajdziemy dobre miejsce na spanie — pocieszył go chłopak. — Gdy ty, panie, będziesz tu odpoczywał, ja pójdę do wsi i rozpylam się. To powiedziawszy, ruszył przed siebie. Zaszedł do pewnej chaty i tak rzecze do gospodarza:
— Pewien wysoko urodzony pan prosi o nocleg, czy znajdzie się dla niego jakiś kąt?
— A któż to taki? — spytał mężczyzna.
— To przybywający z daleka książę Gustaw — odrzekł chłopak.
— Musicie iść gdzie indziej — odparł słysząc to gospodarz. — Nic możemy przyjąć tak znamienitego gościa.
— Dlaczego? — zapytał przybysz.
— W izbach jest zimno, a i jedzenie nie jest przygotowane.
— Dajcie mi tylko klucze, a ja przygotuję i strawę, i posłanie.
Dobry gospodarz dał klucze, a sam wraz z rodziną przeniósł się do wsi, ustępując miejsca tak wielkiemu i znacznemu gościowi.

Chłopiec posprzątał pokoje, przygotował miejsce do spania i zadbał o wszystko tak, że król mógł spędzić noc spokojnie i z wygodami.
Rankiem, sługa znów wyprawił swego pana w drogę, a sam pozostał w domu, czekając na gospodarza. Gdy ten wracał ze wsi, chłopak podszedł doń i zapytał:
— Miły gospodarzu, ile kosztuje nocleg?
— Nic, gościu drogi, nic nie kosztuje — odparł gospodarz — to ja mam dług u ciebie, co chcesz w zapłatę? Chodź ze mną do szopy, może znajdzie się tam coś dla ciebie?
Poszedł królewski sługa za gospodarzem i gdy weszli do środka, rozglądnął się uważnie. Były tam różności, a wśród nich trzy jedwabne mieszki: jeden stary, a pozostałe nowiusieńkie. Chłopiec wskazał ten stary, mówiąc:
— To bym chciał.
— Przecież są tu też nowe, weź je — zaproponował gospodarz. Lecz przybysz wziął ten stary, podziękował i ruszył w drogę. Trzymając mieszek w ręce, pobiegł do swego pana i krzyknął radośnie:
— O, jaki prezent dostałem od gospodarza!
— Oj, biedny chłopcze, mogłeś przecież lepszy dostać — skrzywił się król, lecz zadowolony sługa zapewnił: — Znam takie miejsce, w którym będzie on sto razy cenniejszy, przekonasz się, panie.
Podróżując czwarty dzień, dotarli do stolicy sąsiedniego królestwa. Gród był tu piękny i kolorowy, lecz pałac władcy pokrywało czarne sukno. Zdziwili się na ten widok przybysze. Zbliżała się noc, więc ruszyli za miasto, żeby poszukać miejsca na nocleg. Rankiem, gdy odpoczęli po podróży, poszedł sługa do pałacu, aby zasięgnąć języka. Tam usłyszał, że okrutny, owłosiony i wielorogi potwór, który pokazywał się tylko w nocy, zagroził, że zniszczy cały pałac, jeśli król nie da mu swojej córki za żonę. Królewna zaś musiała codziennie, po zapadnięciu zmroku, odwiedzać bestię i błagać ją, żeby nie wypełniała jeszcze swojej groźby.
Słysząc to, pośpieszył chłopak do nieszczęśliwego władcy i tak rzekł:
— Jestem sługą króla z dalekiego kraju. Przybywam tu z posłaniem: mój pan pragnie pojąć waszą córkę za żonę.

Król rozkazał chłopcu, żeby zaprosił swego pana na obiad. Zaproszenie zostało przekazane i rozrzutny król wyruszył po południu do pałacu. Został wspaniale ugoszczony, a po uczcie poprosił o rękę królewny. Rodzice zgodzili się, lecz wtedy narzeczona upuściła na podłogę swój pierścionek i tak rzekła:
— Jeśli przyniesiesz mi jutro w to samo miejsce moją zgubę, wtedy zostanę twoją żoną.
Nie śmiał jednak kandydat na męża podnieść pierścionka spod stołu. Wrócił na noc do chaty za miastem.
Spytał go sługa:
— Co słychać w królewskim pałacu?
— Słychać dobre i złe — odrzekł rozrzutny król. — Prawie że dogadałbym się w sprawie ożenku, lecz królewna upuściła swój pierścionek i postawiła warunek, że muszę go odnaleźć i przynieść jutro w to samo miejsce.
Nazajutrz nie chciał król iść na śniadanie do pałacu, ale wierny sługa zachęcił go:
— Idź odważnie, a jeśli zapytają cię o pierścionek, poszukaj, panie, w kieszeni!
Rozrzutny król wyruszył do zamku. Czekało już na niego wspaniałe śniadanie. Gdy uczta dobiegała końca, wsadził rękę do kieszeni, znalazł tam pierścionek i położył go na stole, tak żeby wszyscy widzieli.
Królewna wzięła klejnot i rzekła:
— A teraz drugi warunek. Będziesz moim mężem, jeśli jutro podczas śniadania powiesz mi, kogo ostatniego pocałowałam dzisiaj wieczorem.
Zmartwiony poszedł narzeczony do swego sługi, a ten zapytał go tak jak poprzednio:
— Co słychać w pałacu króla?
— Słychać dobre i złe — odpowiedział rozrzutny król. — Wprawdzie znalazłem pierścionek w kieszeni, lecz teraz królewna postawiła mi drugi warunek: muszę do jutra odgadnąć, kogo ostatniego dzisiaj wieczorem pocałuje.
— Nic w tym trudnego — rzekł sługa. — Kogóż mogłaby całować, na pewno rodziców, ale mogę się jeszcze upewnić. Ten stary, filcowy kapelusz, który dostałem w prezencie od jednego gospodarza, jest taki, że gdy go ktoś włoży na głowę, staje się niewidoczny. Pójdę rozeznać sprawę.
Tak mówiąc, włożył kapelusz i w tym samym momencie jakby rozpłynął się przed królem.

Wyruszył do królewskiego pałacu. Był tam cały dzień i śledził królewnę. Jak cień posuwał się za nią, widząc wszystko, co robi, lecz niczego nadzwyczajnego nie zauważył. W końcu, późnym wieczorem, królewska córka opuściła domowników i wyszła z zamku. Chłopak podążył za nią, dziwiąc się, że o tak późnej porze opuszcza rodziców. Dziewczyna zaś wyszła do okalającego pałac ogrodu. Przystanęła na chwilę i w tym samym momencie ziemia zaczęła się rozstępować, a z jej wnętrza wyłoniła się okropna bestia. Miała obrzydliwe, wielkie uszy i rogi na głowie. Zbliżyła się do królewny, objęła ją, tuliła i całowała.
Chłopak, który zdobył w podróży szablę i stary jedwabny mieszek, podszedł niewidoczny do bestii, odciął jej głowę i włożył ją do worka. Zabrał wszystko do domu i schował.
Rano dał mieszek swemu panu i powiedział:
— Gdy przyjdziesz do pałacu i zapytają, kogo ostatniego całowała królewna wczoraj wieczorem, opróżnij, panie, worek i powiedz królowi: oto głowa tego potwora, którego wasza córka całowała.
Rozrzutny król zrobił tak, jak mu sługa poradził. Ruszył do zamku i po śniadaniu wyrzucił głowę bestii z worka na stół. Uradował się wtedy cały dwór. Okazało się bowiem, że królewna musiała całować bestię wbrew swojej woli. W przeciwnym razie rozzłoszczony potwór zburzyłby całe miasto. Teraz, gdy ujrzała jego głowę leżącą na stole, opuścił ją strach. Król natychmiast posłał swe sługi, żeby zdjęli czarne sukno, a w to miejsce dali nowe, czerwone.
Wesele rozrzutnego króla i ocalonej królewny było wspaniałe i trwało wiele tygodni.
Chłopak służył młodemu królowi i jego pięknej żonie aż do czasu, gdy ich dziecko zaczęło chodzić. Wtedy przyszedł do swego pana i powiedział:
— Nadszedł już czas, żebym was opuścił. A król na to:
— Nie mogę ci tego zabronić, chociaż chętnie bym cię zatrzymał, przecież tyle ci zawdzięczam. Skoro jednak chcesz mnie opuścić, porozmawiajmy o zapłacie.
— Czy dostanę taką zapłatę, jakiej zechcę? — zapytał chłopak.
— Dam ci wszystko, czego tylko zapragniesz — odparł król.
— Dobrze, więc zamiast zapłaty odetnę twojemu synowi głowę — powiedział sługa.
— Wiele chcesz, ale też dużo zarobiłeś — odparł zmartwiony król.
Wtedy sługa z zimną krwią odciął dziecku głowę i rzekł:
— Niech ci się dobrze wiedzie.
W tej samej chwili zdarzył się cud. Dziecko odzyskało życie i było całe i zdrowe.
Tak wiernego sługę dostał król w nagrodę za to, że za ostatnie grosze pochował wzgardzonego przez wszystkich nieboszczyka. Kiedy zaś przy jego pomocy dopełnił miary swego szczęścia, sługa mógł oddalić się do krainy, z której pochodził — w zaświaty.


 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

* Każdy Twój komentarz jest dla mnie wsparciem i motywacją. Każdy Twój komentarz uświadamia mnie w przekonaniu, że to, co robię, nie schodzi na manowce :)

** Komentarze muszą być pisane cywilizowanym językiem, z szacunkiem do Stwórczyni Bloga - nie chcę jednak widzieć tu pokemonów i ich kumpli.

*** Staraj się aby Twoje komentarze były bardziej rozwinięte i nie ograniczały się do słów ,,Ładne obrazki/Cudny blog/Ładny blog”.

**** Jeśli trafiłeś tu tylko po to, aby się reklamować spamem, radzę porzucić ten pomysł - nie licz na to, że nabiję Ci statystykę. W moich zasadach blogowania liczy się uczciwość.

***** Zdarza się, że odpowiadam na Wasze komentarze. Może wywiązać się fajna dyskusja :)