poniedziałek, 28 września 2015

Dziwny Świat Uczuć I Myśli {#2}: ,,Didn't It Rain? Didn't It Storm? No, This Is My House Of Refuge…"

Hej Kochani!

Mam szczęście do pisania :) 
Poprzednim razem stanęliście przed moim wierszem, a teraz kontynuuję serię przemyśleń.

Stajecie zatem przed drugim oficjalnym, zaszczytnym postem z nowej serii.
Wiem, że przerwa była znacząco długa, ale nie obawiajcie się - postaram się jakoś to ogarnąć, o ile seria Wam się podoba. Poprzedni post z serii umieściłam w kategorii obok stronki wyjaśniającej tematykę bloga.


Tak więc, jak wskazuje tytuł odcinka serii, podzielmy się w nim spostrzeżeniami na dany w poście temat.
Temat na ten post obejmuje kwestię albumu muzycznego znanego Wam dzięki temu blogowi artysty. Nie ukrywam wcale mojej fascynacji do jego twórczości, zarówno aktorskiej, jak i muzycznej, ale skupmy się bardziej na tej drugiej.


Szerzej mówiąc, chodzi tu o album Jima z 2006 pt. House Of Refuge.
Na polski przetłumaczając brzmi on Dom schronienia.
Kwestią tych przemyśleń jest powiązanie tematyki albumu (ich tekstów) ze światem katolickim.
Ogółem fraza ,,dom schronienia" mi osobiście kojarzy się z mogiłą, czyli miejscem schronienia ciała znękanego cierpieniami przedśmiertnymi.
Wiem oczywiście, że istnieje wedle wiary katolików i chrześcijan jeszcze dusza, lecz ona kojarzy mi się bardziej z bramami Nieba, niż mogiłą.


Co prawda, tylna okładka płyty przedstawia kaplicę, to jednak przód płyty sprowadza się do mogiły. I tak to obejmuje jeden temat, od którego społeczność – a przynajmniej jej spora cząstka - stale ucieka. Po natomiast głębszym zastanowieniu się, dochodzimy do wniosków wręcz zaskakujących (zresztą, pan Byrnes lubi zaskakiwać fanów, wiem to nie od dziś).
Otóż, każdy wie, o co chodzi w katolicyzmie, między innymi dlatego, że sama Polska jest w większości katolicka. Stany Zjednoczone Ameryki również zaliczają się do tej grupy, i co ciekawe, jest to największa wspólnota religijna w tym kraju.

Do czego zatem zmierzam?
Co ma wspólnego album muzyczny z katolickim motywem śmierci?

Jak się później okazuje, bardzo wiele.



Teksty utworów tego albumu w dużej mierze nawiązują do głębokiej wiary w życie pozagrobowe i szacunek do śmierci – śmierć zatem powinna być dla nas czymś naturalnym, tak samo jak narodziny, bo w końcu każdy z nas zejdzie z tego świata, aby przekazać swoje miejsce komuś innemu.
Możemy zatem wywnioskować, że artysta chce nam w swoich piosenkach przekazać, abyśmy się nie bali śmierci i żebyśmy byli na nią gotowi, gdy przyjdzie na nas czas.
Biorąc pod uwagę, że ma już swoje lata, a że wciąż ma siłę występować (co świadczy o jego dbałości o siebie), jego utwory mają za zadanie łączyć nas, jako ludzi, a nie czynić z nas rozszalałym stadem bezmyślnych istot mylnego pochodzenia, jak to robi współczesna muzyka rozrywkowa.

Co poza tym?


Ogółem, cała ta idea nazwania tak albumu była jak najbardziej trafna, mimo iż on sam ma parę lat, albowiem został wydany w roku 2006.
Mimo wszystko, album kilka miesięcy bodajże po wydaniu doczekał się wynagrodzenia – Nagrody Juno.




Nie odsłuchiwałam niestety całego albumu, ale przysięgam to nadrobić ^^.
Zatem… wracając do tematu albumu…

Jak już wspominałam, polski tytuł albumu brzmi Dom Schronienia, i może i oznacza rzeczywiście kaplicę, bo raczej grób nie kojarzy mi się ze schronieniem od cierpień agonii. Ogółem dom schronienia, taki, jaki jest przedstawiony na okładce House Of Refuge, jest raczej harmonijnym miejscem spoczynku, gdzie wszelkie troski opuszczają umysł i ciało człowiecze.

Zatem omówiliśmy właściwie ostatnią część tematu.

Co się tyczy do ,,Didn't It Rain” - jest to utwór z tego albumu.
Tytuł oznacza tyle co ,,Czy to nie deszcz?” i jest swojego rodzaju perłą w tym albumie, ale jak już wspominałam, cały album został nominowany do nagrody.
Właściwie w tym albumie większość piosenek Jim Byrnes nagrywa wraz z czarnoskórym trio bluesowym, The Sojourners.

Wszyscy czterej panowie spisali się zaskakująco dobrze. Oczywiście jest też więcej piosenek w wykonaniu czwóreczki również w młodszym albumie pt. My Walking Stick z 2009.
Sam utwór mi osobiście kojarzy się z oczyszczającym duszę deszczem.
Piosenka jest jak najbardziej rytmiczna, jeśli nie taneczna – jak na moje gusta. Po prostu dobrze jest jej posłuchać dla relaksacji, chociaż na załączonym wideo z występu na żywo, jeśli ma się poczucie rytmu, można spokojnie zatańczyć nawet ustalony układ.
 
JIM BYRNES FT. THE SOJOURNERS – DIDN'T IT RAIN? (LIVE)


Mimo wszystko, uważam że nagranie studyjne jest lepsze. Jak zresztą większość piosenek można ściągnąć z mp3freex.com, jakby kogoś interesowało… ^.^
Jednak doceniam starania Jima i czarnoskórej trójcy, bo jak zwykle zresztą, takie wykonania są najlepsze.
Pokazuje w ten sposób, że różni ludzie, niezależnie od rasy, spod której się wywodzą, potrafią się zgrać.
 Zresztą, nie można się temu wcale dziwić, że i The Sojourners specjalizuje się w bluesie, bo jak przeczytamy historię tego gatunku, dotrze do nas, iż narodził on się poprzez wieloletni rasizm i dręczenia Murzynów.
Teraz, niezależnie od koloru skóry wszyscy powinniśmy być sobie równi, mimo to nadal spotyka się rasistów nienawidzących ,,odmieńców”. I tu kłania się tekst Depeche Mode ,,People Are People”...

No ale poprzez to zahaczyłam o więcej tematów, niż to było planowane, ale cóż… macie za to otwartą dyskusję.

Pozdrawiam słonecznie ^.^, także jesienią.


Magiczne Tygrysy [Rude] + spontaniczny wiersz

Cześć!

Przybywam do Was z kolejnym postem pełna optymizmu.
Chociaż teraz optymizmem nie kipię, bo się pochorowałam ;/

Oprócz notki typowej dla fantasy obmyśliłam urozmaicenie tego postu…
Pamiętacie wiersze, jakie pisałam w tym roku?
No cóż, w sumie napisałam jeden do tematyki japońskich Kitsune (tutaj).
Moim pierwszym wierszem, jaki napisałam dla Was na blogu był Narodziny elfa, opublikowany… 12 października 2014 roku (!).
W sumie chciałabym dla Was częściej pisać wiersze, ale wszystko to jest sprawą weny… ale też zależy od tego, czy je chcecie czytać.

Dzisiaj tematyka galerii troszeczkę inna, gdyż będą to… rude tygrysy.
Białe znajdziecie tu.
Przyznam, że całkiem nieźle oceniam ten miesiąc dla bloga… a bałam się, że będzie gorzej.
W poprzednim roku cały wrzesień nie napisałam ani jednego posta… smutny fakt ;(

No, ale koniec melancholii, zajmijmy się obrazkami:











Piszcie śmiało, które Wam najbardziej wpadły w oko :)

Co do urozmaicenia: wczoraj napisałam ze spontanu wiersz. Być może nie jest idealnie pokrywający się z tematyką galerii, ale zawsze. Jakaś taka słaba ze mnie poetka w tym roku…

Ale nic.
Oto on:


UCIEKAM

Tłoczne miasto, korki na przejazdach

kolejki w urzędach, bójki na stadionach,

zwykłe kłopoty i problemy zwykłych ludzi.



Szare niebo

zwisa nad tak samo szarym miastem,

nie mogąc wierzyć, jak pełno w nim nierówności.



A ja uciekam

Od codzienności, od tego co monotonne,

od tej gorącej kawy, pitej co ranek,

od tego bluesa, granego przez moją gitarę,

od szarości, która mnie otacza.



Dokąd ja zmierzam, gdzie się zatrzymam?

Gdzieś, gdzie życie jest inne,

gdzieś, gdzie znajdę swoje miejsce,

gdzieś tam, gdzie dotknę szczęścia.



Klekot samochodów, czarny asfalt,

widzisz je jak w czarno-białej telewizji,

to wszystko już było, lecz kiedyś powróci,

czeka, aż o nim zapomnisz.



Sama przebrnę przez szarą rzekę, ścigając do pól,

pożegnam za sobą szarą rzeczywistość.

Ten sam świat, który znam, to wszystko już było.

Potrzebuję odmiany.



Więc uciekam,

do miejsca, gdzie życie jest lepsze,

do miejsca, gdzie chleb jest jasny, a życie piękniejsze,

Uciekam od starości, cierpienia i śmierci.



Biegnę tak szybko, jak potrafię,

biegnę, chociaż nie widzę celu,

Lecz wiem, że jak tylko stąd ucieknę,

moje życie stanie się lepsze.

Nie wiem czemu, ale najbardziej mi się on kojarzy z Amy Lee, na załączonym obrazku. Napisałam go podczas ciężkich rozmyślań nad moim życiem ;P
W międzyczasie – Linkin Park na słuchawkach.
Nic dodać, nic ująć…

Ostatnimi czasy słucham na przemian The Sojourners i Jima Byrnesa.
Wam natomiast wstawię piosenkę, która zawsze zmusza mnie do rozmyślań… z repertuaru Linkin Park :)

LINKINI – BURN IT DOWN


Myślę, że ten post nie był znowu taki nudny :)
Nie mam ostatnimi czasy siły na cięższy rock, nie wspominając o metalu… może na zimę ;P

Pozdrawiam Was ciepło :) i dziękuję wszystkim, którzy tu komentują!

wtorek, 22 września 2015

Ważne dni Ulubieńców {#1}: B's Blues & Ol'Rattler For The Royalty, czyli Jim Byrnes ma urodziny

Witam, witam!

Dziś notka trochę odbiegająca od tematyki bloga... co ja gadam (!), nawet bardzo. 
Ale nie ma się co przejmować. 
Móc, to móc. 
Poza tym, od dawna chciałam napisać ten post.
Dzisiaj nastał dzień niezwykle ważny, jak dla mnie.
Mam taki zwyczaj, że świętuję urodziny swoich idoli. Jedne bardziej hucznie, inne mniej, ale wszystko robię na miarę swoich możliwości - oczywiście 15 września (urodziny Scotta McNeila) uczciłam obejrzeniem kilku odcinków Beast Wars z uwypukleniem postaci, jakie grał McNeil. Niektórzy z tych artystów są dla mnie wzorem do naśladowania, są inspiracją (ten, kto czytał post o inspiracji, wie, o co chodzi).
Jak mówi Wam tytuł, dziś urodziny wielkiego artysty – człowieka, który zmienił pod koniec lat 80. oblicze muzyki blues, i stał się żywą legendą dzięki jednej roli, w której nie ukazał oblicza (coś w podobie Anatolija Papanowa).
Ta legenda wciąż żyje i wciąż zaskakuje. 
Tytuł główny posta pochodzi niewątpliwie od dwóch utworów jego wykonania (,,B's Blues" i ,,Ol'Rattler").
Tak jak ja mawiam, wiek nigdy nie jest przeszkodą dla świetności artysty.
Cytat ten pasuje idealnie do pana Byrnesa.

Dnia dzisiejszego Jim Byrnes kończy 66 wiosen (a raczej jesieni, bo to już koniec września ;P).
Aż chce się zaśpiewać Happy Birthday z mocnym, amerykańskim akcentem.
No dobra, nie zmuszę Was do śpiewania.
Zanotuję tekst, jaki powinien się pojawić.

Happy birthday to you,

Happy birthday to you,

Happy birthday Mr. Byrnes!

Happy birthday to you!

W rytmie bluesa wypadłoby to lepiej, niż sam chór...
No, ale zawsze.
Parę pięknych zdjątek (niektóre mogą się powtórzyć ze stronki o aktorze) i wspomnień:


Jak można się domyśleć, zaczęło się dosyć niewinnie (a może odwrotnie...), mianowicie – podczas mojej pierwszej styczności z Beast Wars Transformers. Serial pokochałam dzięki rozhuśtanej wtedy wyobraźni, chociaż, jak wiadomo, nie rozumiałam wielu kwestii w nim poruszanych. Dopiero jak wróciłam do niego po latach (liczyłam sobie ze 14 wiosen ;P), zaczęłam się na poważnie fascynować fantastyką naukową i filmem aktorskim.
Do kosmitów doszłam nieco później, a Transformerami zafascynowałam się za sprawą filmu amerykańskiego z 2007 (Transformers).

Jak już wielokrotnie podkreślałam, serial Boba Forwarda towarzyszył mi od dzieciństwa. Najbardziej kochałam w nim urozmaicenie tematyki – to nie jest zwyczajny serial wojenny dla dzieci.
Wiele postaci w nim ma swoją ,,drugą naturę” i skrywają niewątpliwie jakąś tajemnicę. W przypadku Inferna, jakiego gra pan Byrnes, było to porównywanie jego imienia do świata podziemnego – gdyż inferno oznacza piekło w znaczeniu podziemnej krainy, jaką często widuje się w legendach i mitach, jako bezkresne ścieżki ciemności i niekończących się cierpień pokutujących dusz.

 Legendarna rola Jima:

Wiadomo już, czemu legendarna rola?
Przecież to klasyka aktorstwa w czystej postaci (prywatny uniwersytet dał dobrą szkołę :).
Szczególnie udowadnia, na jak wiele sposobów można wymówić jedną kwestię (For The Royalty!). No i jeszcze tak często ciskające się na usta Inferna słówko burn :). 
Klasyka piekielnie dobrego talentu :D
Zdjęcie z lat 90. - wtedy Byrnes przyjął angaż Inferna. Czarno-biała kolorystyka jest wykonana specjalnie ^.^ (takie zdjęcie już znalazłam)
 Okazało się, że to jednak autograf *.* :O
Z muzyczną naturą Jima Byrnesa zapoznałam się mniej więcej w październiku ubiegłego roku.
Moją pierwszą piosenką z YouTube (i w ogóle) była oczywiście:

JIM BYRNES - JUST A PILGRIM


My Queen... guitar :)

Autentyczne palce Jima, żeby nie było ;D

Słuchając jego muzyki można się zarazić optymizmem. 
Z pewnością należy on do artystów, z których można czerpać inspirację na wiele sposobów :)


Poniżej, prezentacja nagrody Juno za album (według domyślań, rok 2006). Nic dziwnego – już od pierwszego wejścia czerwonej gitary, dźwięki te łakomie wciąga się uchem... 
Chodzi tu o album House Of Refuge z roku 2006. Większość utworów na tym albumie Byrnes wykonuje wspólnie z The Sojourners. O samym albumie można poświęcić osobny post z serii Dziwnych Uczuć i Myśli, co uczynię w chwili wolnej :)
Jim podpisał traktat z The Sojourners, no i wyszło szydło z worka ;D 
Nagroda się należała zarówno jemu jak i zespołowi :)

 
Utwory najbardziej sentymentalne:

JIM BYRNES – TALK IN CIRCLES


JIM BYRNES FT. THE SOJOURNERS – WALK ON BOY 


JIM BYRNES - STORM WARNING

Są to utwory z lat, można powiedzieć, obecnych.
Ale trochę młodego Byrnesa też się znajdzie... na odtwarzaczu playlisty bloga dajmy na to :)

Ogółem utworów z lat 80. na YouTubie jest mało, a większość została zastrzeżona na YouTube jak Hangouver Morning (szkoda... :<) ale chociaż wstawiłam te dwa z My Walking Stick (2009) i jeden z Everywhere West z 2011.
Zawsze coś.

A propos urodzinowego akcentu – moje życzenia dla pana Jima:


- żeby żył jak najdłużej i w dobrym zdrowiu

- żeby nadal nagrywał albumy (do setniego roku życia) i żeby nigdy nie decydował się na single

- żeby grywał nadal może w niewielkich, ale dobrych produkcjach

- żeby dostawał jeszcze dużo nagród za albumy i role

- żeby zawsze miał głos w doskonałej kondycji (no, może oprócz wymuszonej, artystycznej chrypki)

- żeby go palce nie bolały od strojenia gitary
Takich prawdziwych artystów z krwi i kości, spotyka się dzisiaj coraz rzadziej... niestety.
Zasłuchując się w wyłącznie najnowsze twory zapominamy, że kiedyś też był świat, owszem, wyglądał inaczej (miłość miała właściwy sobie sens), ale to nie znaczy, że był gorszy, bo nie było laptopów, tabletów i płaskich telewizorów.
Kiedyś po prostu ludzie inaczej dostrzegali różne rzeczy i taki stan świata, jaki jest dzisiaj był dla nich nie do przyjęcia. Chociaż z pewnością ja również, gdybym żyła w latach dwudziestych dwudziestego wieku, również nie mogłabym sobie tego wyobrazić.
Świat się zmienia, a wraz z nim myślenie ludzkie...
Z pewnością my wszyscy musimy w nim trwać, chociaż powinniśmy go ulepszać.
Przyznajcie, fajnie by było mieć artystę w swojej rodzinie?
Ja uważam, że tak!
Uwielbiam takich artystów jak on i sądzę, że gdyby był moim dziadkiem (nie urażam oczywiście mojego dziadka) bylibyśmy sobie bardzo bliscy. 
Poza tym, oboje jesteśmy spod tego samego chińskiego zodiaku. 
A przecież James Byrnes to legenda amerykańskiego bluesa, chociaż nie wybił się sławą za pomocą muzyki, a dopiero w aktorstwie podczas zagrania postaci dziś tak bardzo cenionej po latach przez fanów serialu Beast Wars. Jest artystą z krwi i kości. Mnie też rodzice nazywają artystką, bo piszę opowiadania, wiersze i rysuję (może nie równam się z Piccassem, ale zawsze...) Przypadek?
Z pewnością nie. 
Szanuję go tak, jak się szanuje swojego idola. Każdy człowiek, nie tylko sławny i bogaty zasługuje na szacunek. Wszyscy jesteśmy społeczeństwem. 
Ludzie są ludźmi... jak w piosence Depeche Mode. 
Co do Jima Byrnesa...
Nigdy się nie rozstanę z jego twórczością!


To już wszystko, ludziska... kończymy ten koncert ;)
Mam nadzieję, że się podobało.
Śmiało piszcie swoje poglądy, sugestie...
Wszystko dla Was :* ;* ;*

Rozpisałam się, i czuję się pod tym względem naładowana endorfinami :D

niedziela, 20 września 2015

Autumn Time

Hej…

Obawiałam się, że się spóźnię z tą notką (bo jest tematyczna, co do obecnej pory roku), bo chyba możecie się domyśleć, że praktyki odebrały mi częściowo chęć robienia czegokolwiek…
Nie, żebym harowała, czy coś, ale tak czy owak, nie mam ostatnio czasu i ochoty nawet na czytanie książek…
No, ale nic.
Ogółem, praktyki mi idą dobrze, a co za tym idzie, nauczyłam się wielu nowych rzeczy :)
Fakt, że być może nie była to moja wymarzona branża, ale się staram na miarę moich możliwości.
W Nagawkach jestem co tydzień w czwartki i piątki od 8.00 do 13.00, a w ostatni piątek zeszło mi się do 14.00. I tak muszę (jak kończę o pierwszej) czekać do 15.00 na busa szkolnego, który mnie wiezie spod szkoły do skansenu, i z powrotem na stację (mam od niej do domu rzut beretem :D).
Mam nadzieję, że wytrwam jakoś ten tydzień.

Pomijając dalsze biadolenie, wstawiam na szybko notkę, która powinna była pojawić się już wcześniej – mianowicie typowy jesienny wpis.
Przez szkołę i praktyki kompletnie o niej zapomniałam, a teraz wstawię jako ,,przeprosiny” za mój nieogar :)

Miłego oglądania!











Następny post planuję za kilka dni – dwa, może trzy. Zobaczy się :)
Was za to, ściskam i pozdrawiam, a także życzę wspaniałych wrażeń nowym Czytelnikom! :) :* :* 


Jeszcze raz przepraszam za nieogar :P


wtorek, 15 września 2015

Magiczne Konie część trzecia

Hej!

Jak widać, bloczek nadal działa i mimo maluczkiej przerwy nie zamierza kończyć swej działalności :)
Nie mam dzisiaj głowy do megadługich postów, ale to chyba wiadomo czemu >.<
Uroki szkoły zawodowej… ale za to czuję się tam lepiej, niż we wcześniejszym liceum. Przechodziłam tam rok, ale co ja poradzę, że nie dałam rady?
Ważne, że dożyłam wakacji, wakacje przeżyłam i wróciłam do szkoły, w której czuję się swobodnie, gdzie wiem, gdzie co jest, gdzie nie mam takiego ,,hamulca” przed ludźmi… a jestem osobą dość nieśmiałą.

W sumie trochę mi zajęło zastanowienie się nad tematyką dnia dzisiejszego.

Aż w końcu pomyślałam sobie: czemu by nie wstawić parę koników?
Wiem, że dawno ich nie było, ale trudno je znaleźć, szczególnie te, w wersji graficznej.

No, ale koniec końców mam!
Oglądajcie i oceniajcie, częstujcie się, jakim chcecie :* :*
















Nie wiem, czy uda mi się uzbierać czwartą część, ale jak coś mam jeszcze pegazy i jednorożce :)

Dzisiaj jeden z moich idoli obchodzi urodziny – a mianowicie… Scott McNeil :)


Chłopina skończył w roku owym 53 wiosny *.* (wiem, że zdjęcia nie z tego okresu jego życia, ale trudno ;P) Cenię go za wielki talent aktorski.

Myślę, że co do tego postu będzie wszystko… i tak nikt nie rozumie chociaż w połowie mojej fascynacji tym gościem *.*
Jestem jego fanką i nic tego nie zmieni!

Najlepsze, Scotty! :* :* :*


OK, kończę na dziś, za tydzień szykuje się kolejne święto, hehe :)
Miłej nocy i kolorowych snów, oraz miłego dnia następnego!